Kredytobiorcy hipoteczni znowu są na ustach wszystkich. Tak, jak kilka lat temu wiele słów i dyskusji (niestety niewiele więcej) poświęcano sytuacji kredytobiorców frankowych, tak teraz ogromne zainteresowanie budzą kredytobiorcy, którzy zaciągali pożyczki w czasie niskich stóp procentowych, a teraz ich raty gwałtownie wzrosły. Co więcej, ile ludzi, tyle opinii i naprawdę nie bardzo wiadomo czy pokusić się teraz na zakup własnego mieszkania.
Oprzyj się na faktach
Nie rozmawiamy w tej chwili o mieszkaniu inwestycyjnym takim, które stanowi dla nas źródło zarobku tylko o miejscu do życia, zwykle takim, na które musimy się solidnie zapożyczyć. Własne mieszkania jest dla Polaków bardzo ważne, urosło do symbolu dorosłości, samodzielności i zaradności finansowej. Nie lubimy mieszkać w wynajmowanych mieszkaniach i choć uznajemy, że to dobre rozwiązanie w czasie studiów, w początkach kariery zawodowej czy w trakcie zmiany pracy, najem traktujemy jako formę przejściową, która jest dobra tylko na jakiś czas. Zwyczajowo mawiamy, że lepiej kupić swoje, choćby po to, by nie płacić „komuś” za wynajem. Tylko zapominamy, że nadal będzie ten „ktoś”, tylko będzie to bank.
Właśnie, co z tym kredytem?
Od wiosny 2020 roku mieliśmy do czynienia z sytuacją niekoniecznie normalną i nie chodzi tu o pandemię, a o wyjątkowo niskie stopy procentowe. Trzeba przyznać, że wszystkim były one na rękę: przedsiębiorstwom, którym dzięki tanim pieniądzom udało się ocalić firmy, mimo problemów z dostawami i absencja pracowniczą, rządowi, któremu łatwiej było obsługiwać zagraniczne długi, a i przeciętnemu Kowalskiemu, któremu zwyczajnie, łatwiej się żyło. Teraz sytuacja uległą diametralnej zmianie i spokojnie możemy mówić, że kredyty hipotecznie nie tylko nie są najtańszym pieniądzem na rynku, ale że są zwyczajnie drogie. Razem z marżą, którą banki windowały, bo zwyczajnie mogły sobie na to pozwalać, możemy dziś mówić nawet o oprocentowaniu sięgającym 8 punktów.
To może lepiej wynajmować?
Nie jest to takie oczywiste. Faktycznie, był moment, gdy najem, szczególnie w dużych miastach był korzystny. Pandemia solidnie zachwiała najmem krótkoterminowym i właściciele byli skłonni do wynajmu mieszkań w świetnych lokalizacjach za niewielkie pieniądze, byle tylko nie stały puste. Tylko w tej chwili, gdy w Polsce pojawiała się blisko trzymilionowa rzesza uchodźców sytuacja znów ulega zmianie. Ciężko stwierdzić, na jak długo, ale faktem jest, że mieszkania na wynajem zwyczajnie znikają z rynku. Wreszcie, trzeba wziąć pod uwagę kolejny aspekt. Rosnące stopy procentowe to nie tylko droższy kredyt, ale też niższa zdolność kredytowa. Trzeba liczyć się z tym, że za jakiś czas, bank może nie chcieć udzielić nam pożyczki.
Kto może rozważać kredyt hipoteczny?
Tak naprawdę, kredyt hipoteczny zaczyna być elitarnym produktem, niekoniecznie dostępnym dla wszystkich. Nawet o nim nie myśl, jeśli nie masz przynajmniej 20% wkładu własnego, solidnej poduszki finansowej, która pokryje koszty twojego utrzymania przez przynajmniej pół roku bez pracy i funduszu, który planujesz przeznaczyć na opłaty notarialne, przeprowadzkę, wykończenie czy remont i nowe meble. Jakiekolwiek zadłużenie, poza hipotekę po prostu nie wchodzi w grę, bo nie zapominaj, że podrożeje też limit w koncie czy karta kredytowa.
A co z rynkiem nieruchomości?
Nic nie wskazuje na to, aby nieruchomości miały szybko potanieć. Owszem, na początku wojny w Ukrainie pojawiły się głosy, że mieszkania potanieją, bo staną się słabą inwestycją ze względu na zagrożenie wojenne. Dziś strach opadł, za to rynek najmu się rozwija, a banki pomimo podnoszenia stóp procentowych, wcale nie podnoszą depozytów. To sprawia, że inwestorzy nadal lokują pieniądze w nieruchomościach, a deweloperzy nie czują potrzeby obniżki cen.
Szykuje się perspektywa dalszego podnoszenia stóp procentowych, więc nie wie czy to dobry pomysł.